Pamiętam czas, gdy kiedy ktoś
mnie pytał o to, czy uprawiam jakiś sport i co o tym myślę, wyśmiewałam go, bo
„ja i sport? To kompletnie nie idzie w parze”. I na tym rozmowa się kończyła, a
jak ktoś chciał rozwinąć temat albo go zbywałam, albo wyśmiewałam, żeby sam się
wycofał. Ciężko się do tego przyznać, ale taka jest prawda. Ale serio. Kiedyś
byłam kompletnie beznadziejna w czymkolwiek, co ma coś wspólnego z ruchem. I
chociaż nadal nie lubię gier zespołowych, widzę już wielki progres w swojej
kondycji i ogólnie- w swoim ciele. Satysfakcjonuje mnie każda przebiegnięta
kolejna minuta, którą jestem w stanie zrobić, każdy kolejny przysiad, każdy
mięsień, którego jestem w stanie napiąć, chociaż to właściwie nic. Ale kiedyś
nie widziałam absolutnie żadnej frajdy w wysiłku.
Co mnie zmotywowało do ćwiczeń?
Sama nie wiem. Chyba chodziło o wakacje. Chciałam mieć ładną figurę, no a samo to nie przyjdzie, więc wzięłam się za bieganie. To był czerwiec 2013 roku. A że czerwiec to gorąco. A
że gorąco to się nie chciało, człowiek szybciej się męczył. I w końcu cała
motywacja przygasła i znów wróciłam do niezdrowego trybu życia. Rok później
znów zaczęłam biegać, znów w czerwcu, znów w godzinach, kiedy było jeszcze
gorąco. No i historia się powtórzyła. Ale w sierpniu pojawiła się motywacja.
Postanowiłam iść na pielgrzymkę. I mimo, że wszyscy mi mówili, że bez żadnych
przygotowań nie dam rady, żebym nie szła, ja postawiłam na swoim i poszłam do
Częstochowy. I doszłam! Mimo, że były chwile słabości, wiadomo, to dałam radę.
I wtedy pierwszy raz doszłam do wniosku, że trochę wysiłku sprawia tylko radość
i daje satysfakcję. A potem jakoś w październiku zaraziłam się od siostry
ćwiczeniami, ale też nie wytrzymałam długo. Zimą trochę biegałam, ale znów
szybko się poddałam. Teraz biegam już ponad 2 miesiące i niedawno zaczęłam
ćwiczyć i jak na razie nie zapowiada się na to, żebym się poddała.
Dlaczego założyłam bloga?
Czułam w sobie dużo energii i chciałam nią zarażać. To był główny powód. Inny był też taki, że zostałam zainspirowana przez Kasię, która też niedawno założyła bloga. Poza tym jestem pewna, że blog będzie dla mnie największą motywacją do ćwiczeń i ogólnie do ruchu.
Dzisiaj podczas biegania poczułam się pierwszy raz jakbym latała- dosłownie. Nie czułam nóg, miałam wrażenie, jakbym unosiła się nad ziemią. To było wspaniałe uczucie. Wystarczyło tylko przez moment nie myśleć o niczym. Skupić się na tym, co właśnie robię. Chyba właśnie zrozumiałam o co chodziło Osho, kiedy mówił, żeby poczuć swoje ciało, kiedy jest zdrowe. Połączyć się z nim. Nawiązać kontakt. Myślę, że wreszcie udało mi się to udało
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz