poniedziałek, 27 lipca 2015

Trochę o mnie. Jak to się wszystko zaczęło

Pamiętam czas, gdy kiedy ktoś mnie pytał o to, czy uprawiam jakiś sport i co o tym myślę, wyśmiewałam go, bo „ja i sport? To kompletnie nie idzie w parze”. I na tym rozmowa się kończyła, a jak ktoś chciał rozwinąć temat albo go zbywałam, albo wyśmiewałam, żeby sam się wycofał. Ciężko się do tego przyznać, ale taka jest prawda. Ale serio. Kiedyś byłam kompletnie beznadziejna w czymkolwiek, co ma coś wspólnego z ruchem. I chociaż nadal nie lubię gier zespołowych, widzę już wielki progres w swojej kondycji i ogólnie- w swoim ciele. Satysfakcjonuje mnie każda przebiegnięta kolejna minuta, którą jestem w stanie zrobić, każdy kolejny przysiad, każdy mięsień, którego jestem w stanie napiąć, chociaż to właściwie nic. Ale kiedyś nie widziałam absolutnie żadnej frajdy w wysiłku.

Co mnie zmotywowało do ćwiczeń? 

Sama nie wiem. Chyba chodziło o wakacje. Chciałam mieć ładną figurę, no a samo to nie przyjdzie, więc wzięłam się za bieganie. To był czerwiec 2013 roku. A że czerwiec to gorąco. A że gorąco to się nie chciało, człowiek szybciej się męczył. I w końcu cała motywacja przygasła i znów wróciłam do niezdrowego trybu życia. Rok później znów zaczęłam biegać, znów w czerwcu, znów w godzinach, kiedy było jeszcze gorąco. No i historia się powtórzyła. Ale w sierpniu pojawiła się motywacja. Postanowiłam iść na pielgrzymkę. I mimo, że wszyscy mi mówili, że bez żadnych przygotowań nie dam rady, żebym nie szła, ja postawiłam na swoim i poszłam do Częstochowy. I doszłam! Mimo, że były chwile słabości, wiadomo, to dałam radę. I wtedy pierwszy raz doszłam do wniosku, że trochę wysiłku sprawia tylko radość i daje satysfakcję. A potem jakoś w październiku zaraziłam się od siostry ćwiczeniami, ale też nie wytrzymałam długo. Zimą trochę biegałam, ale znów szybko się poddałam. Teraz biegam już ponad 2 miesiące i niedawno zaczęłam ćwiczyć i jak na razie nie zapowiada się na to, żebym się poddała. 


Dlaczego założyłam bloga?

Czułam w sobie dużo energii i chciałam nią zarażać. To był główny powód. Inny był też taki, że zostałam zainspirowana przez Kasię, która też niedawno założyła bloga. Poza tym jestem pewna, że blog będzie dla mnie największą motywacją do ćwiczeń i ogólnie do ruchu. 

Dzisiaj podczas biegania poczułam się pierwszy raz jakbym latała- dosłownie. Nie czułam nóg, miałam wrażenie, jakbym unosiła się nad ziemią. To było wspaniałe uczucie. Wystarczyło tylko przez moment nie myśleć o niczym. Skupić się na tym, co właśnie robię. Chyba właśnie zrozumiałam o co chodziło Osho, kiedy mówił, żeby poczuć swoje ciało, kiedy jest zdrowe. Połączyć się z nim. Nawiązać kontakt. Myślę, że wreszcie udało mi się to udało







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

bardzo dziękuję za wszystkie komentarzem oraz za każde wyświetlenie. Jeśli już tu jesteś, to wiedz, że naprawdę wiele to dla mnie znaczy