niedziela, 6 marca 2016

NIGDZIEBĄDŹ

Z racji tego, że w zeszłym roku przeczytałam 52 książki, a w tym, no cóż... 3, postanowiłam zrobi właśnie serię postów właśnie o książkach. Po to głównie, by się zmotywować do czytania, ale też aby wzbogacić trochę ten blog. Już od dawna chciałam wprowadzić coś innego na tym blogu, a kiedy będzie lepszy moment, niż dzisiaj.

Tym bardziej, że właśnie skończyłam świetną książkę i bardzo chcę o niej komuś opowiedzieć.

Nigdziebądź to pierwsza książka Neila Geimana, którą udało mi się przeczytać (właściwie to druga, bo kiedyś, dawno dawno temu czytałam Koralinę). Jest ona napisana na podstawie serialu o tej samej nazwie. Serialu nie oglądałam, ale raczej obejrzę, bo książką byłam zachwycona. Zobaczymy jak ta sama historia została przedstawiona na ekranie.

Neil Gaiman opowiada nam historię Richarda Mayhew, który jest zwyczajnym mieszkańcem Londynu, do momentu gdy... No właśnie. Do momentu, gdy nie spotyka leżącej w kałuży krwi dziewczyny i nie postanawia jej pomóc. A potem zwyczajnie znika. Ludzie go nie widzą, nie pamiętają. Jego mieszkanie zostaje wynajęte komuś innemu. Postanawia więc znaleźć Drzwi, dziewczynę której wcześniej pomógł. Richard odkrywa kilka zaskakujących prawd: są dwa Londyny: Londyn Nad, w którym żył i Londyn Pod, w którym zaczęła się jego prawdziwa przygoda.

Świat wykreowany przez Neila Geimana jest naprawdę niesamowity. Łączy elementy baśniowe z rzeczywistością i robi to w tak niesamowity i niespotykany sposób, że ja, jako czytelnik nie mogłam się doczekać, aż będę go poznawać coraz to lepiej. Wydawało by się, że istoty z świata przestawionego są całkowicie bajkowe, a tymczasem anioł jakby nigdy nic rozmawia sobie przez telefon.

Nie wspominając ogólnie o bohaterach. Naprawdę już dawno nie czytałam książki, gdzie byliby oni tak barwni. Nieraz mnie zaskakiwali, pokochałam każdego z osobna. A Richard... mogłabym napisać o nim osobnego posta. Jego normalność, jego człowieczeństwo, jego przynależność do Londynu nad, cała jego osoba idealnie kontrastowała z pozostałymi postaciami i z całym światem przedstawionym. Ludzie mogli rozmawiać ze szczurami dzięki Szczuromówcom, co więcej, uważali, szczury za ważniejsze od siebie. Co jakiś czas organizowano Ruchomy Targ, za każdym razem w innym miejscu. Anioł upijał bohaterów winem pochodzącym z Atlantydy, a Richard zadawał głupie pytania.

Moją wielką sympatię zdobyli pan Croup i pan Vandemar, swoją groteskowością. Teoretycznie powinni budzić strach, ale w rezultacie są zwyczajnie śmieszni. Sam fakt nazywania ich "panami" zdaje się komiczny. Biorąc od uwagę ich profesję, powinni być przerażający. Tymczasem pan Vandemar cały czas je jakieś surowe mięso i jest nieco... opóźniony, podczas gdy pan Croup próbuje nieudolnie zachować pozory groźnego zabójcy. Chociaż żyjąc w Londynie Pod pewnie i tak bym ich unikała...

Podsumowując, ta książka podobała mi się w każdym calu. Świetne dialogi, świetny styl, mimo, że główny wątek był lekko przewidywalny, to i tak czytałam z zapartym tchem, by dowiedzieć się, czy to się skończy, tak jak przewidziałam, A ostatnie rozdziały to już w ogóle miazga. One mi się chyba najbardziej podobały, dwa ostatnie, lub jeden ostatni. Ogólnie dlatego, że okazało się, że nie zawsze to, do czego jesteśmy przekonani jest dla nas najlepsze. Richard tego doświadczył i tak naprawdę każdy z nas tego doświadcza. Każdy z nas często upiera się przy swoich racjach, ale w końcu musi przyznać że nie miał racji.

wtorek, 1 marca 2016

Zostań Ambasadorem Uśmiechu!



Uśmiech na twarzach ludzi, którzy mnie otaczają był moim celem od zawsze. Zawsze chciałam, by ludzie mi bliscy byli szczęśliwi, radośni. Uśmiechnięci.
Teraz mam okazję sprawić, by jak najwięcej ludzi się uśmiechało. Wszyscy możemy. I to naprawdę nie jest trudne.
A jeśli bardzo chciałbyś tego co ja, ale nie wiesz, jak się za to zabrać, najlepszym pierwszym krokiem będzie dołączenie do Ambasady Uśmiechu

Nie robimy nic trudnego. Nic, co sprawiło by wam jakikolwiek kłopot.
Pamiętajmy, że gdy dzielimy się uśmiechem, sami stajemy się szczęśliwi. Więc do dzieła!



Linki: 

I nie zapomnij o uśmiechu!




sobota, 20 lutego 2016

Najtrudniejsza praca, to praca nad sobą

Osho mówi, że bieganie jest świetną formą medytacji. W zupełności się z tym zgadzam. Biegnę 30 min., 45, godzinę i myślę. Jestem tylko ja i moje myśli. I wtedy nie myśli się o tym, jak jest źle i jak to nasze życie jest bez sensu. Poza tym, że musisz cały czas skupiać uwagę na równomiernym oddechu i na tym, że wcale nie dałeś już z siebie wszystkiego, do twojej głowy przychodzą tylko pozytywne myśli.


Dlaczego o tym piszę? Ponieważ wróciłam do biegania. I do pozytywnego myślenia. A tego najbardziej mi brakowało w ciągu jesieni, a potem zimy.
A o czym myślałam biegając ostatnio? Właśnie o pracy nad sobą. Ten temat już się za mną ciągnął od jakiegoś czasu. Jakiś czas temu moja nauczycielka zadała mi pytanie, czy pracuję codziennie nad sobą. Odpowiedziałam, że tak, oczywiście, a ona zapytała, co robię w tym kierunku.
No właśnie, co robię? Czy staram się z dnia na dzień żyć coraz lepiej? Panować nad emocjami? Nie. Nawet biegać przestałam. 


Ale przecież kiedyś właśnie taka byłam. Z dnia na dzień chciałam być coraz lepsza i rzeczywiście pracowałam nad sobą. Ale wraz z pogorszeniem pogody pozostawiłam wszystko i odcięłam się od tego, na co już zapracowałam. Wpadłam w dół i dość długo nie mogłam z niego wyjść. 
Ale jak to mówią, nie ma górek, bez dołków. 
Podczas ostatniego biegania dotarło do mnie właśnie to, co napisałam tutaj. Że się zapuściłam i zapomniałam o prawdziwej mnie. 
Ale to nie był okres kompletnego zaćmienia. Bo myślałam dużo, tylko zazwyczaj mnie to męczyło. Docierało do mnie wiele rzeczy, ale nie wiedziałam, jak je zmienić. Bo zapomniałam, jak się pracuje nad sobą. 


Dzisiaj znajomy zapytał moją siostrę, jak to jest, że ona zawsze jest taka uśmiechnięta. A ona odpowiedziała: "Codziennie rano wstaję i mówię:'Jest! Żyję!' A potem po prostu cały dzień się uśmiecham" 
Bardzo ważne jest nastawienie. Jeśli nie najważniejsze. Jeśli nastawienie będzie pozytywne, co nie będzie? Jeśli my sami będziemy po swojej stronie, co nie będzie. 
Słyszałam kiedyś taką anegdotkę. 
Siedzi w autobusie dwóch mężczyzn i jeden myśli sobie: "Ech, znowu musiałem wstać tak wcześnie, muszę iść do tej beznadziejnej pracy. Pewnie znów pokłócę się z kolegą, a szef na pewno będzie po jego stronie. A potem wrócę do domu i żona zapewne zrobi mi niedobry obiad i znów będę wściekły". Drugi pomyślał "Znów wstałem prawą nogą, pogoda jest taka piękna. Może dostanę dzisiaj podwyżkę." 
Nad nimi siedziały ich anioły stróże i anioł pierwszego powiedział "I jak ja mam sprawić, żeby jemu się powodziło, jeśli życzy sobie samych takich okropnych rzeczy"



Ludzie zapominają, albo w ogóle nie wiedzą, że aby było dobrze, muszą w to uwierzyć. A potem zacząć działać. Dzisiejszy świat narzuca nam złe wartości, ale przecież mamy swoje mózgi i jeśli nie będziemy chcieli, nie musimy się do nich stosować...


czwartek, 14 stycznia 2016

Kto to widział, żeby cały czas być leniwym!

Budzisz się rano, ledwo zwlekasz się z łóżka i wiesz, że ten dzień będzie beznadziejny. Robisz sobie kawę, aby poczuć się chociaż odrobinę lepiej, ale nie pomaga. Idziesz do szkoły, czy do pracy, głowa coraz bardziej Cię boli, wszystko Cię drażni i marzysz tylko o tym, żeby wrócić do domu, wejść pod kołdrę i iść spać. Ale kiedy już się obudzisz, wcale nie czujesz się lepiej. Nadal brakuje ci chęci do życia, do pracy, do czegokolwiek. Teoretycznie jesteś wyspany, ale nadal czujesz tą bezsilność, słabość. Pijesz kolejną kawę, no bo przecież masz jakieś obowiązki, musisz posprzątać, odrobić lekcje, wyszykować dzieci do pracy, cokolwiek! No bo kto to widział, żeby cały dzień spać! Być leniwym!


No właśnie. Kto to widział, żeby cały czas być leniwym. Uważam, że lenistwo jest jedną z najbardziej potępianych cech, nie tylko w obecnych czasach, ale zawsze. Ale też najpowszechniejszą. Ludzie są leniwi. Większość ludzi jest leniwych. Chociażby czasami. Pozwolę sobie nawet stwierdzić, że każdy ma chwile lenistwa, bezsilności.

Kiedyś ktoś mi powiedział takie zdanie: „Bo kiedy być leniwym, jak nie wtedy, kiedy jest się nastolatkiem!”. Weźmy pod uwagę, że ta osoba już od dawna nie jest nastolatkiem i ja, która zauważała już wtedy swoje lenistwo, wzięłam te słowa trochę „do siebie” i zaprzestałam pracy nad sobą. Dopiero po kilku miesiącach, jak ta sama osoba, przy następnym naszym spotkaniu, delikatnie mnie zjechała przez to moje lenistwo, dotarło do mnie, że chyba, to zdanie nie było powiedziane wprost. Mój znajomy chciał przekazać mi, że naprawdę muszę się za siebie wziąć, bo moje lenistwo naprawdę jest tragiczne, a ja przyjęłam to zupełnie odwrotnie.

Jeśli zaczynasz zdawać sobie sprawę, że twoje lenistwo nie przyjdzie ci na dobre, że tylko zniszczy Ciebie, Twój potencjał, ambicje i Twoje marzenia, to wiedz, że jesteś na dobrej drodze do tego, by je pokonać. Zdałeś sobie sprawę, że coś jest nie tak, zrobiłeś pierwszy krok.
Ale nie zatrzymuj się na tym. Jeden krok, to jeszcze nie góra, którą musisz pokonać. Jestem pewna, że pokonanie lenistwa nie będzie łatwe, bo nigdy praca nad sobą nie jest łatwa.
Jeśli zdarzy Ci się powyżej opisana sytuacja i będziesz chciał ją przeczekać, prawdopodobnie nie minie ona tak szybko samo z siebie. Musisz coś zrobić.

Jak dla mnie, niezawodnym sposobem na pokonanie chwilowego złego samopoczucia, lenistwa, bezsilności (jakkolwiek to nazwać) jest świeże powietrze. Człowiek, nawet po krótkim spacerze czuje się bardziej zmotywowany, poza tym, na takim spacerze, nawet samotnym, można dojść do wspaniałych refleksji, wniosków. Same plusy!

Kiedy mam takie chwile lenistwa, raczej pozytywnie nie działa na mnie czytanie książki, czy oglądanie filmu. Jeszcze bardziej mnie to rozleniwia. Bardziej działają metody, które wysilają mój mózg, albo ciało, to znaczy, jakieś ćwiczenia, albo, uwaga, nauka, np. robienie sobie zadań matematycznych, bo cóż, jest to dla mnie dość przyjemne i wyciąga mnie z tej monotonii, w której mam ochotę dosłownie umrzeć.

I jeszcze jeden niezawodny dla mnie sposób- pisanie. Dzisiaj miałam właśnie taki dzień. A właściwie zaczęło się już kilka dni temu. Ale dzisiaj stwierdziłam, że nie mogę jak żyć, budząc się, chodząc do szkoły, chodząc spać i tak w kółko, po prostu się nie da. I wierzcie mi lub nie, ale napisanie tego posta zadziałało na mnie lepiej niż najlepsza kawa. Zmotywowałam się i dotarło do mnie to, co napisałam, więc opublikuję to i biorę się za pożyteczne rzeczy.
Mój plan na dziś, to zrobić wszystko, co sprawi, że będę z tego dnia zadowolona i pójdę spać z czystym sumieniem.

Życzę wam tego samego. Miłego wieczoru, pełnego inspiracji!

niedziela, 3 stycznia 2016

Nowy rok, a wraz z nim...

"Od nowego roku biorę się za siebie"
"Nowy rok, nowa ja"
"No teraz to już naprawdę muszę" 


Każdy z nas to słyszał, co więcej, większość z nas sama tak powiedziała. Albo powzięła inne postanowienia. Bo każdy ma jakieś plany i marzenia. Nie musi nadchodzić nowy rok, aby myśleć o postanowieniach. "Od jutra znów biegam", "Od przyszłego miesiąca chodzę na siłownię" - znacie to? Oczywiście, że tak. Ja też znam doskonale.
Tylko że szkoda, że ten nowy rok, następny dzień, czy miesiąc nigdy nie nadchodzą. Bo ile z postanowionych rzeczy naprawdę spełniłeś? Zapewne niewiele. 
Tak, ja też. 
To nie jest łatwe po prostu wstać i zacząć coś robić. Uwierzcie, że coś o tym wiem. Nie chcę tutaj rzucać historii swojego życia, bo i tak nie miałaby morału, ale...
Ktoś mi dzisiaj powiedział, że ludzie nie osiągają swoich celów, nie spełniają postanowień, bo świadomość, że sukces jest jeszcze daleko, dobija nas i dlatego się załamujemy. 


No właśnie. Ludzie myślą, że jak coś jest daleko, to jest to nieosiągalne. Albo bardzo mało prawdopodobne. 
Musicie zrozumieć, że wszystko jest możliwe. WSZYSTKO. Naprawdę, chociaż to ciężkie do pojęcia. Tak naprawdę co szkodzi na przeszkodzie do bycia super fit, czy zwiedzenia całego świata, czy nawet zostania prezydentem Stanów Zjednoczonych? Nic! 
Tylko zamiast planowania, trzeba ruszyć dupę, zamiast tylko siedzieć i planować. Bo mimo, że wszystko zaczyna się w naszej głowie, to w niej się nie kończy. 




Takim oto akcentem rozpoczęliśmy nowy rok. Dziękuję za przeczytanie, za każdy komentarz, za każdą obserwację i wyświetlenie. Nie sądziłam, że napiszę posta nawiązującego do nowego roku, a już na pewno tego nie planowałam. Ale jednak wyszło, mam nadzieję, że się nie zawiedliście. 
A co, też złożę życzenia noworoczne:
Nawiązując do dzisiejszego posta, życzę Wam wszystkim spełnienia waszych postanowień, nie tylko tych noworocznych. Odnalezienia szczęścia w sobie oraz w innych. Odnalezienia osób, z którymi będziecie mogli tym szczęściem się dzielić. Mam nadzieję, że każdy z Was odnajdzie w sobie piękno, odnajdzie swoją pasję, odniesie w niej sukcesy. Oby ten rok był lepszy od poprzedniego. Kocham Was, Ola.

bardzo dziękuję za wszystkie komentarzem oraz za każde wyświetlenie. Jeśli już tu jesteś, to wiedz, że naprawdę wiele to dla mnie znaczy